PARAFIA
WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
W SIEROTACH

Strona Główna

Za mloda do klasztoru

Dziś to abstrakcja, by w wieku 15 lat wstępować do wspólnoty zakonnej, a jednak….. Pierwsze lata mojego życia to rodzina, harmonia życia na wsi, koleżanki i koledzy, no i marzenia: by grać na pianinie, by mieć swój pokój, by jeździć na nartach…. Uwielbiałam zabawy i tańce i dobrze mi to szło. Nie brakowało też Pana Boga, rodzice przekazali mnie i mojemu rodzeństwu przywiązanie do Kościoła jako istotnej części naszego życia. Kontakt z Bogiem na modlitwie i sakramentach dawał mi pokój serca, a miałam dużo „za uszami”. Gdy zaczęłam odczuwać głos powołania myślałam: „Panie Jezu, ale dlaczego ja?? Moja siostra jest przecież świętsza, ona się nadaje”. Ale z powołaniem się nie dyskutuje - jest i koniec. Wstąpiłam do sióstr elżbietanek które znałam z posługi w naszej parafii no i zaczęło się…. Istna przygoda, takiego scenariuszu nie wymyśliłabym.

Po ukończeniu szkoły średniej i formacji wstępnej ukończyłam studium medyczne, zostałam laborantką - czułam się jak przysłowiowa „ryba w wodzie”, praca z chorymi w szpitalu dawała mi dużo radości, a w między czasie studiowałam teologię. Wiele nieprzespanych nocy, ale warto było, obroniłam się na KUL-u.

To był dopiero początek, po 3 latach Matka Generalna zaproponowała mi  wyjazd na misje do odległej Boliwii: Ojjjj Panie Jezu!! Doba rozeznania i zgodziłam się. Nie żałuję - 8 lat prawdziwej lekcji życia, ktoś mi kiedyś powiedział, że misjonarz jedzie na misje żeby się nawrócić…. I tak to jest. Szczególnie ważny wpływ miał na mnie kontakt z ludźmi. To była rewolucja w mojej głowie i przewrót w mentalności, tam jeszcze bardziej ukochałam Jezusa. Zmaganie ogromne, bo przyszły też choroby i częste pobyty w szpitalu.
W 2014 roku wróciłam do kraju, a tu niespodzianka - przełożeni skierowali mnie do posługi w uroczej Pradze, tam posługiwałam w Nuncjaturze Apostolskiej jakby w „sercu Kościoła”. Tu zmagałam się ze sobą, przyszedł kryzys wieku średniego – być albo nie być siostrą zakonną, było ciężko, ale klimat przyjaźni i życzliwości pomógł mi znów zobaczyć sens. Serce się uspokoiło w Bogu. Na krótko wróciłam do Katowic, by pomóc w formacji młodych sióstr i zająć się ubogimi, przychodzącymi na posiłek. Miasto mnie przytłaczało, ale potrzeby są ogromne, nie było czasu na użalanie się, trzeba było działać, w tych podopiecznych odsłaniało się dla mnie nowe oblicze Boga. Po 3 latach dostałam nową misję….. Szczyrk i posługa w kościelnej zakrystii. Przemierzam miasto już o 5.45 (o 6.30 jest pierwsza Msza św.) i sprawia mi to ogromną przyjemność: cisza, śnieg i ta przestrzeń budzącego się życia. Wszystko jakby oczekuje wschodu słońca, przychodzącego Boga. Czy Pan Bóg ma dla mnie jeszcze jakieś plany?? Nie wiem, ale z całego serca dziękuję Mu, że powołał mnie i sam pisze scenariusz mojego życia. Nie zamieniłabym go na żadne inne.

S. M. Franciszka elżbietanka

 

Strona internetowa zgromadzenia sióstr
elżbietanek w Katowicach:
www.elzbietanki-katowice.pl